sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 5

Nie ma to jak po zakupach porządnie się wyspać, a następnie zjeść przepyszne, typowe brytyjskie śniadanie. Może jest ono kaloryczne, ale ja na to uwagi zwracać nie muszę. Co praktycznie dziwi. Jak to? Łyżwiarka figurowa pozwala sobie na takie rzeczy! W końcu dziewczyny w moim zawodzie powinny pilnować to co jedzą i piją. Jakby nie patrzeć to jest podstawowa reguła. A jak wiadomo, od każdej reguły jest wyjątek. I to właśnie ja jestem wym wyjątkiem. A sekret tkwi w tym, że ja po prostu mam strasznie szybki metabolizm, a że dodatkowo trenuje tyle czasu to jem trochę więcej, ponieważ miałam bym w tedy anoreksje.
Właśnie kończyłam pakować nabyte wczoraj ubrania, kiedy zadzwonił telefon.
- Halo? - Odebrałam i usiadłam na łóżku.
- Nina? Jesteś jeszcze w Anglii? - To był mój wujek David.
- Pewnie. A o co chodzi?
- To możemy się spotkać?
- Jasne. W M&M World za godzinę?
- Ok.
- Papa.
- No na razie.
Szybko się ogarnęłam, spakowałam to co jest potrzebne do torebki i wyszłam z pokoju hotelowego. Zjechałam na dół windą i wyszłam z hotelu. Złapałam taksówkę, która zawiozła mnie do umówionego miejsca z wujkiem.

                                      ````````````````````````````

Stałam przed M&M World i czekałam. Na szczęście długo nie musiałam, ponieważ wujek zawsze zjawiał się przed czasem i tak samo było tym razem.
- Cześć wujek - przytuliłam się z nim. - O Brooklyn ... część.
- Witaj Nina. Jak ja dawno cie nie widziałem - zaczął wujek.
- No z dwa miesiące będą.
- Sama widzisz.
- Może chodźmy do środka? - Zaproponował kuzyn, który siedział do tą cicho.

                                      ````````````````````````````

Zrobiliśmy tak, jak proponował Brooklyn. Chodziliśmy sobie, aż w końcu wujek zaczął rozmowę.
- Nina mieszka w Dortmundzie i związku z tym mam do ciebie prośbę - zaczął prosto z mostu wujek.
- Jaką - zaciekawiłam się.
- Mam grać w tamtejszym klubie i zastanawialiśmy się, czy mógłbym do ciebie wprowadzi się - dokończył Brooklyn.
- Pewnie, że możesz! Nawet jeśli chcesz to możesz ze mną jechać nawet dzisiaj - powiedziałam entuzjastycznie.
- Serio?
- Pewnie. A kiedy zaczynasz grę?
- Od środy.
- Sam widzisz. Spakujesz dzisiaj najpotrzebniejsze rzeczy a rodzice by wysłali ci resztę.
- To jak tato? - Zrobił kuzynek maślane oczka.
- Jeśli chcesz to zgoda -zgodził się wujek.
- No to postanowione. Pojadę do hotelu, zabukuje bilety i skończę pakowanie. A i samolot jest o szesnastej.
- Mam rozumieć, że spotykamy się na lotnisku?
- Zgadza się.
Kupiłam trochę m&m i wyszliśmy. Chłopaki poszli do domu, a ja do hotelu.

                                      ````````````````````````````

Właśnie lecieliśmy do Dortmundu. Brooklyn siedział dziwnie milczący.
- Co jest młody?
- A myślę ....
- Nad?
- Szkołą, drużyną.
- Spokojnie. Mogę się założyć, że drużynę będziesz miał świetną, a ludzie w szkole są różni, ale na pewno również znajdziesz jakiś przyjaciół.
- A ty zawsze widzisz świat w różowych okularach?
- Nie zawsze, ale staram się - uśmiechnęłam i zaczęłam dalej przeglądać internet w tablecie.
- A czego ty szukasz właściwie?
- Psa najlepiej by było, gdyby był buldogiem.
- Pokaż co tam masz.
Pokazałam mu zdjęcia psów. I szczególnie jeden wpadł nam w oko. Pod zdjęciem były informacje o nim. Pisało tam, że ma 4 tygodnie! I że był nie dawno u weterynarza, więc wszystkie szczepienia, jak na razie ma załatwione.
- To co tego bierzemy - zapytałam patrząc na zdjęcie.
- Pewnie!
- Zapisze numer na karce i zadzwonię do schroniska, gdy wylądujemy.
Jak powiedziałam tak zrobiłam. I resztę lotu przegadaliśmy na temat psa. Oboje zawsze chcieliśmy mieć, ale zawsze było jakieś "ale". W końcu nie jesteśmy dzieci i doskonale wiemy, że pies to odpowiedzialność. A taki mały buldog jest wręcz świetny.

                                      ````````````````````````````

Gdy tylko odebraliśmy walizki to wyszliśmy z lotniska i poszliśmy na parking, gdzie zostawiłam auto. Zapakowaliśmy walizki do bagażnika i wsiedliśmy do środka.
- Jestem ciekawy jak wygląda twój dom.
- A właśnie. Na razie zamieszkasz w pokoju gościnnym, ponieważ urządzimy ci pokój w pomieszczeniu, które stoi puste.
- Dzięki, ale nie trzeba.
- Trzeba, trzeba. Jutro tym się zajmiemy, a w domu zadzwonię do tego schroniska.
Nic już nie powiedział, tylko włączył muzykę. Trochę czasu jechaliśmy, ponieważ lotnisko jest 5 minut od Dortmundu, a ja mieszkam na drugim końcu miasta. Właściwie to nawet pod.

                                      ````````````````````````````

Gdy pokazałam Brooklynowi dom to zadzwoniłam do tego schroniska.
- Dzień dobry. Ja dzwonie w sprawie państwa psa, jest to buldog, który ma cztery tygodnie.
- A tak. Jeśli pani chce to może przyjechać po niego nawet jutro.
- Naprawdę?
- Tak. Przygotujemy na jutro wszystkie papiery.
- Świetnie. To na którą godzinę mam po niego przyjechać?
- Pasuje na dziesiątą?
- Jak najbardziej. W takim razie bardzo dziękuje i do widzenia.
- Do widzenia.

                                      ````````````````````````````

Po kolacji Brooklyn poszedł do swojego tymczasowego pokoju, a ja do swojego. Rozpakowałam walizki, a następnie wzięłam piżamę i poszłam do łazienki. Szybko umyłam się, a następnie poszłam spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz