czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 4

Miesiąc później

W Dortmundzie już się zadomowiłam. Zaprzyjaźniłam się całkowicie z Jenny i jeszcze z kilkoma osobami. Ostatnio w sobotę byłam z dziewczynkami na zawodach i przyznam, że jestem naprawdę bardzo z nich dumna, ponieważ zajęły pierwsze miejsce. Na uczelni, jak i na własnych treningach również radzę sobie świetnie. 

                                      ````````````````````````````

A obecnie jestem w Londynie. Postanowiłam pojechać sobie na "większe" zakupy. No niestety nikt ze znajomych nie mógł dzisiaj, więc jestem sama. 
Właśnie skończyłam się szykować. Gdy przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że jest ok to spakowałam wszystko co może być "przydatne" do torebki. Wyszłam z pokoju hotelowego i skierowałam się prosto do windy.

                                      ````````````````````````````

Nie zamierzałam (dzisiaj) chodzić po Landyjskich sklepach tylko pojechać specjalnym autobusem do Bicester Village. Jest to świetne miasteczko, które leży pod Londynem i jest w nim jakieś 130 domów mody najsłynniejszych projektantów. Więc nie wyobrażam sobie być w Londynie i nie zajechać do tego cudownego miejsca.
Usiadłam sobie w autobusie i czekałam, aż wybije godzinna 9, ponieważ równo o tej wyrusza autokar. Bawiłam się telefonem, aż w końcu ruszyliśmy. W tedy wyjęłam z torebki słuchawki. Podłączyłam je i włączyłam ulubioną muzykę. 
No i tak minęła mi droga: słuchając muzykę i patrząc się praktycznie cały czas w okno. 

                                      ````````````````````````````

Gdy wysiadłam z autokaru postanowiłam na sam początek pójść zobaczyć za torebkami Michael Kors. Oczywiście oprócz kilku jego torebek kupiłam jeszcze dwa zegarki i portfel. Za to następnym sklepem był Dior. Za to tam kupiłam okulary przeciw słoneczne, buty i torebkę
Właśnie przechodziłam obok Fendi, kiedy z wystawy przykuły moją uwagę buty. Gdy nagle ktoś na mnie wpadł. 
- Uważaj trochę - powiedziałam lekko oburzona. W końcu powinno patrzeć się, jak się chodzi.
- Przepraszam nie chciałem - i usłyszałam ten znajomy głos. 
- Nic się nie stało - powiedziałam i odwróciłam się do niego. 
- A my jak zawsze na siebie wpadamy - powiedział śmiejąc się. 
- Ostatnio byłam ja teraz jesteś to ty. 
- Wychodzi na to, że mamy szczęście. A właśnie Marco Reus - podał dłoń i uścisnęliśmy sobie.
- Nina Schmitt. Akurat w szczęście nie wieże. 
- W takim razie przeznaczenie.
- Kto wie? 
- Słuchaj, a może dasz zaprosić się na kawę? No wiesz w ramach przeprosin. 
- A z chęcią. 
Poszliśmy do najbliższej kawiarni. Ja usiadłam, a Marco poszedł zamówić kawę. O dziwo on przyniósł, a nie kelnerka. 
- Dziękuje - powiedziałam z uśmiechem.
- Ależ nie ma za co. A więc jak udane zakupy? 
- Jak na razie to bardzo. A twoje?
- Również.
- A jesteś sam, czy z kimś? 
- Z kumplami, a ty? 
- Mam taki pech, że sama. A właściwie to twoi kumple nie będą się martwić, że tak im znikłeś? 
- Nie. Umówiłem się z nimi, że spotkamy się tutaj o dwunastej. 
- W takim razie masz jeszcze godzinę - powiedziałam zerkając na zegarek w telefonie. 
- Kupa czasu.
Siedziałam sobie z Marco rozmawiają, jakbyśmy byli starymi znajomymi i nie widzieliśmy się od lat. Po prostu kończył nam się jeden temat to zaczynaliśmy kolejny. A czas nam leciał niesamowicie szybko.
- Tu jesteś Marco - odezwał się jakiś chłopak. 
- O Marcel. A co już dwunasta? 
- Nie piętnasta - powiedział sarkastycznie drugi z kolegów Marco. - Ty jest ... 
- A właśnie poznajcie się Nina to moi kumple Marcel Fornell i Pierre Aubameyang. 
Z każdym z nich uścisnęłam dłoń. Zamówili sobie szybko kawę i dosiedli się do nas. Przyglądałam się Marcelowi, ponieważ skądś go kojarzyłam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. 
- Czemu tak na mnie patrzysz - zapytał mnie Marcel.
- Bo skądś cie kojarzże tylko nie pamiętam skąd ... No tak z klubu. 
- Cocaine.
- No dokładnie. 
- A na naszym meczu byłaś - zapytał Pierr.
- Na twoim byłam, gdy grałeś jeszcze w Milanie ...
- Jakie wieki temu to było.
- A Marco z Wembley 2013. 
- A na meczu Borussii jeszcze nie byłaś w tym sezonie - zaciekawił się Marco. 
- No nie miałam takiej okazji.
- To jak się wróci do Dortmundu to musisz koniecznie przyjść - nakazał Pierre. 
- Jak będę miała czas to z wielką chęcią.

                                      ````````````````````````````

Koniec, końców wyszło tak, że chodziłam z chłopakami po sklepach. No nie powiem w podjęciu decyzji przydali się świetnie i widać, że znają się na modzie. 
Właśnie przechodziliśmy obok Versace. Moją uwagę przykuł manekin, który miast na sobie świetne ciuchy. Oczywiście weszłam tam, a chłopaki za mną. Wybrałam swój rozmiar i poszłam do przymierzalni. Ubrałam się i wyszłam pokazać się chłopakom.
- Pasuje świetnie, albo i jeszcze lepiej - powiedział Marco, a reszta się z nim zgodziła.
Gdy ja znalazłam coś dla siebie to w tedy chłopaki szli poklei do przymierzalni. Oczywiście to co wybrali sobie to świetnie im pasowało, więc kupili je.

                                      ````````````````````````````

W autobusie ja usiadłam z Marco, a Marcel z Pierre obok. Każdy z nas był padnięty po zakupach, więc nic się nie odzywaliśmy. Chłopaki obok usnęli, gdy tylko wyjechaliśmy z miasteczka. Za to Marco gdzieś w połowie drogi. Ja aby nie zasnąć słuchałam muzyki. Zawsze działała na mnie pobudzająco, nawet lepiej niż kawa.

                                      ````````````````````````````

W Londynie chłopaki odprowadzili mnie pod hotel, a potem sami poszli pod swój. A gdy tylko znalazłam się w pokoju to położyłam się na łóżku i zasnęłam od razu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz