niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 1

Są plusy i minusy posiadania dużej garderoby. Plus jest taki, że ubrań jest wiele i można co sekundę przebierać się w inne. A minus jest taki, że przy przeprowadzce pakowania nie widać końca. Tak jak jest teraz u mnie. Już piąty karton ubrań, a ja nawet w połowie nie jestem!

No i w końcu po kilku godzinach udało mi się! Wszystkie rzeczy mam spakowane! Zostawiłam sobie jedynie te co potrzebuje na jutro i do spania. Matko kochana mówię o spaniu, a przecież nie ma jeszcze 17.

Dzisiaj jest jeden z niewielu dni, gdy nie mam treningów. Dlatego też poszłam sobie do salonu i włączyłam telewizję. Skakałam z kanału an kanał, aż w końcu trafiłam na mój ulubiony film, czyli "Blondynka w koszarach". I mimo, że znam go na pamięć to i tak uwielbiam oglądać go. Jedna z niewielu rzeczy jakie u mnie się nie zmieniły.

No i tak zleciał mi czas do późnego wieczora. Siedząc i oglądając telewizję. Mam w końcu okazje to nadrabiam zaległości TV. I nawet nie wiem kiedy usnęłam.

                                      ````````````````````````````

Obudził mnie budzik w telefonie. Wyłączyłam go i zwlokłam swoje zwłoki z kanapy, a następnie poszłam do łazienki. Tam wykąpałam się, założyłam świeże ubranie i wyprostowałam włosy. Gotowa poszłam do swojej sypialni i wzięłam dwie walizki, które sobie przygotowałam. No i z nimi zeszłam na dół gdzie czekał już kierowca. Spakował je do bagażnika, a ja w tym czasie wsiadłam do samochodu.

Z racji tego, że były korki to zdążyłam na lotnisko sam raz. Zdałam swój bagaż i poszłam prosto w stronę odprawy. Miejsce zajęłam oczywiście w pierwszej klasie.

                                      ````````````````````````````

Lot miną mi niby szybko niby długo. Szybko dlatego, że często latam więc latanie takie to dla mnie standard i nie trwa długo, a długo ponieważ patrząc na zegarek do trochę czasu zleciało.

Na lotnisku odebrałam swój bagaż i wyszłam z niego. Z zamiarem szukania jakiejś taksówki. Na szczęście długo czasu mi to nie zajęło. Kierowa pomógł mi spakować walizki do bagażnika, a następnie oboje wsialiśmy do samochodu.
- To do kona panią zawieźć?
- Gartenstadt 25 (od autora: zmyśliłam adres).

                                      ````````````````````````````

Kierowca nic nie powiedział, tylko odpalił silnik i pojechał pod wskazany adres. Przyglądałam uważnie się ulicą Dortmundu. Nie było mnie tu jakiś rok, a czuje, jakby wieki minęły. Urodziłam się w Dortmundzie, to tu stawiałam pierwsze kroki na łyżwach, tutaj odbyły się pierwsze moje zawody. Jednym słowem jestem przywiązana do tego miasta i raczej nic tego nie zmieni.
- Proszę pani - wyrwał mnie ze wspomnień głos kierowcy.
- Przepraszam zamyśliłam się.
- Nic się nie stało. I dojechaliśmy na miejsce.
- Świetnie to ile się należy?
- Jak dla pani to nic.
- Bez przesady. Niech pan powie.
- Nie mógł bym wsiąść nic od medalistki olimpijskiej.
- Ale będzie mi głupio jeśli nie zapłacę.
- W takim razie mogę prosić o autograf dla córki.
- Oczywiście - powiedziałam i podał mi kartkę oraz długopis. - Jak córka ma na imię?
- Amelia - powiedziała, a ja dopisałam napis " Ze specjalną dedykacją dla Amelii  Nina Schmitt ". - Bardzo dziękuje.
- To ja dziękuje - uśmiechnęłam się i wysiadłam.

Kierowca był tak miły, że pomógł mi zanieść walizki pod sam dom. Jeszcze raz podziękowałam i weszłam już do domu. Pierwsze co ukazało mi się to przedpokój. Postanowiłam przejść się po całym mieszkaniu i sprawdzić jak on wygląda. No niby wiem, w końcu sama je projektowałam. No, ale chce zobaczyć, jak mi wszystko wyszło.

Na sam początek był salon. Dokładnie taki, jak sobie wymyśliłam. Z kominkiem i telewizorem do tego szklana ława i okna od sufitu do podłogi, narożne kanapy z pułkami. Następnym pomieszczeniem była jadalnia z tablicą magnetyczną. Zawsze one podobały mi się i chciałam mieć ją w kuchni, albo w jadalni. Po długich namysłach postawiłam na jadalnie. Ona po prosu dodaje temu miejsca uroku. A kuchnia za to jest biała i z marmurowym blatem. Bardzo chciałam mieć dużą i podłużną. Dużą dlatego, że lubię gotować i tego ukryć się nie da. A ta kuchnia jest wręcz moim marzeniem. Podłużna jest dlatego, że chciałam mieć widok z każdego okna na ogród (jeden, dwa). Ogród był robiony od podstaw. Ponieważ, gdy kupowałam dom to dokupiłam jeszcze jedną działkę. Specjalnie na ogród. W New York nie miałam ogrodu, dlatego też tutaj postawiłam na taki duży. Popatrzyłam na niego jeszcze chwilę, aż w końcu wróciłam do salonu, gdzie były drzwi do mojego gabinetu. On również ma tablice magnetyczną na całą ścianę. Chciałam tak, abym mogła przyczepiać projekty i sprawdzić, jak całość się komponuje.

W końcu łyżwiarką będę jeszcze kilka lat, a o przyszłości to również myślę. I dlatego też poszłam na studia. Na samym początku nie byłam zbytnio pewna, ale dość szybko przekonałam się, że wybrałam odpowiedni kierunek.

Gdy obejrzałam dół to poszłam na górę. Korytarz był trochę inny od takich tradycyjnych. Miał widoczny komin dzięki cegłówką i szafa w której trzymam ręczniki, prześcieradła, firanki ... itp. Za pierwszymi drzwiami znajdował się pokój gościnny. Postawiłam w niej na bardziej styl japoński. Bardzo ten styl mi się spodobał, kiedy zwiedzałam Japonię i  w tedy obiecałam sobie, że w moim domu przynajmniej jedno pomieszczenie będzie w takim stylu. No i proszę o to one.

Za kolejnymi drzwiami była łazienka. Dodałam do niej rośliny, aby ją trochę ożywić. Bez nich była by taka ... nudna. No nic za kolejnymi drzwiami była sypialnia gościnna w stylu nowoczesnym. W niej postawiłam na wysokie okna, które wychodzą no ogród. Można zobaczyć co się w nim dzieje i jeszcze jest widok na miasto.

I w końcu dotarłam do swojej sypialni. Tak jak w poprzedniej sypialni postawiłam na wielkie ona. Chce mieć w nim dużo naturalnego światła. I oczywiście były w niej jeszcze drzwi do łazienki (jeden, dwa) jaki i do garderoby.

                                      ````````````````````````````

Od razu spakowałam torbę na trening i weszłam z nią na dół. Wzięłam kluczyki od samochodu z komody i wyszłam z domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz