sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 5

Nie ma to jak po zakupach porządnie się wyspać, a następnie zjeść przepyszne, typowe brytyjskie śniadanie. Może jest ono kaloryczne, ale ja na to uwagi zwracać nie muszę. Co praktycznie dziwi. Jak to? Łyżwiarka figurowa pozwala sobie na takie rzeczy! W końcu dziewczyny w moim zawodzie powinny pilnować to co jedzą i piją. Jakby nie patrzeć to jest podstawowa reguła. A jak wiadomo, od każdej reguły jest wyjątek. I to właśnie ja jestem wym wyjątkiem. A sekret tkwi w tym, że ja po prostu mam strasznie szybki metabolizm, a że dodatkowo trenuje tyle czasu to jem trochę więcej, ponieważ miałam bym w tedy anoreksje.
Właśnie kończyłam pakować nabyte wczoraj ubrania, kiedy zadzwonił telefon.
- Halo? - Odebrałam i usiadłam na łóżku.
- Nina? Jesteś jeszcze w Anglii? - To był mój wujek David.
- Pewnie. A o co chodzi?
- To możemy się spotkać?
- Jasne. W M&M World za godzinę?
- Ok.
- Papa.
- No na razie.
Szybko się ogarnęłam, spakowałam to co jest potrzebne do torebki i wyszłam z pokoju hotelowego. Zjechałam na dół windą i wyszłam z hotelu. Złapałam taksówkę, która zawiozła mnie do umówionego miejsca z wujkiem.

                                      ````````````````````````````

Stałam przed M&M World i czekałam. Na szczęście długo nie musiałam, ponieważ wujek zawsze zjawiał się przed czasem i tak samo było tym razem.
- Cześć wujek - przytuliłam się z nim. - O Brooklyn ... część.
- Witaj Nina. Jak ja dawno cie nie widziałem - zaczął wujek.
- No z dwa miesiące będą.
- Sama widzisz.
- Może chodźmy do środka? - Zaproponował kuzyn, który siedział do tą cicho.

                                      ````````````````````````````

Zrobiliśmy tak, jak proponował Brooklyn. Chodziliśmy sobie, aż w końcu wujek zaczął rozmowę.
- Nina mieszka w Dortmundzie i związku z tym mam do ciebie prośbę - zaczął prosto z mostu wujek.
- Jaką - zaciekawiłam się.
- Mam grać w tamtejszym klubie i zastanawialiśmy się, czy mógłbym do ciebie wprowadzi się - dokończył Brooklyn.
- Pewnie, że możesz! Nawet jeśli chcesz to możesz ze mną jechać nawet dzisiaj - powiedziałam entuzjastycznie.
- Serio?
- Pewnie. A kiedy zaczynasz grę?
- Od środy.
- Sam widzisz. Spakujesz dzisiaj najpotrzebniejsze rzeczy a rodzice by wysłali ci resztę.
- To jak tato? - Zrobił kuzynek maślane oczka.
- Jeśli chcesz to zgoda -zgodził się wujek.
- No to postanowione. Pojadę do hotelu, zabukuje bilety i skończę pakowanie. A i samolot jest o szesnastej.
- Mam rozumieć, że spotykamy się na lotnisku?
- Zgadza się.
Kupiłam trochę m&m i wyszliśmy. Chłopaki poszli do domu, a ja do hotelu.

                                      ````````````````````````````

Właśnie lecieliśmy do Dortmundu. Brooklyn siedział dziwnie milczący.
- Co jest młody?
- A myślę ....
- Nad?
- Szkołą, drużyną.
- Spokojnie. Mogę się założyć, że drużynę będziesz miał świetną, a ludzie w szkole są różni, ale na pewno również znajdziesz jakiś przyjaciół.
- A ty zawsze widzisz świat w różowych okularach?
- Nie zawsze, ale staram się - uśmiechnęłam i zaczęłam dalej przeglądać internet w tablecie.
- A czego ty szukasz właściwie?
- Psa najlepiej by było, gdyby był buldogiem.
- Pokaż co tam masz.
Pokazałam mu zdjęcia psów. I szczególnie jeden wpadł nam w oko. Pod zdjęciem były informacje o nim. Pisało tam, że ma 4 tygodnie! I że był nie dawno u weterynarza, więc wszystkie szczepienia, jak na razie ma załatwione.
- To co tego bierzemy - zapytałam patrząc na zdjęcie.
- Pewnie!
- Zapisze numer na karce i zadzwonię do schroniska, gdy wylądujemy.
Jak powiedziałam tak zrobiłam. I resztę lotu przegadaliśmy na temat psa. Oboje zawsze chcieliśmy mieć, ale zawsze było jakieś "ale". W końcu nie jesteśmy dzieci i doskonale wiemy, że pies to odpowiedzialność. A taki mały buldog jest wręcz świetny.

                                      ````````````````````````````

Gdy tylko odebraliśmy walizki to wyszliśmy z lotniska i poszliśmy na parking, gdzie zostawiłam auto. Zapakowaliśmy walizki do bagażnika i wsiedliśmy do środka.
- Jestem ciekawy jak wygląda twój dom.
- A właśnie. Na razie zamieszkasz w pokoju gościnnym, ponieważ urządzimy ci pokój w pomieszczeniu, które stoi puste.
- Dzięki, ale nie trzeba.
- Trzeba, trzeba. Jutro tym się zajmiemy, a w domu zadzwonię do tego schroniska.
Nic już nie powiedział, tylko włączył muzykę. Trochę czasu jechaliśmy, ponieważ lotnisko jest 5 minut od Dortmundu, a ja mieszkam na drugim końcu miasta. Właściwie to nawet pod.

                                      ````````````````````````````

Gdy pokazałam Brooklynowi dom to zadzwoniłam do tego schroniska.
- Dzień dobry. Ja dzwonie w sprawie państwa psa, jest to buldog, który ma cztery tygodnie.
- A tak. Jeśli pani chce to może przyjechać po niego nawet jutro.
- Naprawdę?
- Tak. Przygotujemy na jutro wszystkie papiery.
- Świetnie. To na którą godzinę mam po niego przyjechać?
- Pasuje na dziesiątą?
- Jak najbardziej. W takim razie bardzo dziękuje i do widzenia.
- Do widzenia.

                                      ````````````````````````````

Po kolacji Brooklyn poszedł do swojego tymczasowego pokoju, a ja do swojego. Rozpakowałam walizki, a następnie wzięłam piżamę i poszłam do łazienki. Szybko umyłam się, a następnie poszłam spać.

czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 4

Miesiąc później

W Dortmundzie już się zadomowiłam. Zaprzyjaźniłam się całkowicie z Jenny i jeszcze z kilkoma osobami. Ostatnio w sobotę byłam z dziewczynkami na zawodach i przyznam, że jestem naprawdę bardzo z nich dumna, ponieważ zajęły pierwsze miejsce. Na uczelni, jak i na własnych treningach również radzę sobie świetnie. 

                                      ````````````````````````````

A obecnie jestem w Londynie. Postanowiłam pojechać sobie na "większe" zakupy. No niestety nikt ze znajomych nie mógł dzisiaj, więc jestem sama. 
Właśnie skończyłam się szykować. Gdy przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że jest ok to spakowałam wszystko co może być "przydatne" do torebki. Wyszłam z pokoju hotelowego i skierowałam się prosto do windy.

                                      ````````````````````````````

Nie zamierzałam (dzisiaj) chodzić po Landyjskich sklepach tylko pojechać specjalnym autobusem do Bicester Village. Jest to świetne miasteczko, które leży pod Londynem i jest w nim jakieś 130 domów mody najsłynniejszych projektantów. Więc nie wyobrażam sobie być w Londynie i nie zajechać do tego cudownego miejsca.
Usiadłam sobie w autobusie i czekałam, aż wybije godzinna 9, ponieważ równo o tej wyrusza autokar. Bawiłam się telefonem, aż w końcu ruszyliśmy. W tedy wyjęłam z torebki słuchawki. Podłączyłam je i włączyłam ulubioną muzykę. 
No i tak minęła mi droga: słuchając muzykę i patrząc się praktycznie cały czas w okno. 

                                      ````````````````````````````

Gdy wysiadłam z autokaru postanowiłam na sam początek pójść zobaczyć za torebkami Michael Kors. Oczywiście oprócz kilku jego torebek kupiłam jeszcze dwa zegarki i portfel. Za to następnym sklepem był Dior. Za to tam kupiłam okulary przeciw słoneczne, buty i torebkę
Właśnie przechodziłam obok Fendi, kiedy z wystawy przykuły moją uwagę buty. Gdy nagle ktoś na mnie wpadł. 
- Uważaj trochę - powiedziałam lekko oburzona. W końcu powinno patrzeć się, jak się chodzi.
- Przepraszam nie chciałem - i usłyszałam ten znajomy głos. 
- Nic się nie stało - powiedziałam i odwróciłam się do niego. 
- A my jak zawsze na siebie wpadamy - powiedział śmiejąc się. 
- Ostatnio byłam ja teraz jesteś to ty. 
- Wychodzi na to, że mamy szczęście. A właśnie Marco Reus - podał dłoń i uścisnęliśmy sobie.
- Nina Schmitt. Akurat w szczęście nie wieże. 
- W takim razie przeznaczenie.
- Kto wie? 
- Słuchaj, a może dasz zaprosić się na kawę? No wiesz w ramach przeprosin. 
- A z chęcią. 
Poszliśmy do najbliższej kawiarni. Ja usiadłam, a Marco poszedł zamówić kawę. O dziwo on przyniósł, a nie kelnerka. 
- Dziękuje - powiedziałam z uśmiechem.
- Ależ nie ma za co. A więc jak udane zakupy? 
- Jak na razie to bardzo. A twoje?
- Również.
- A jesteś sam, czy z kimś? 
- Z kumplami, a ty? 
- Mam taki pech, że sama. A właściwie to twoi kumple nie będą się martwić, że tak im znikłeś? 
- Nie. Umówiłem się z nimi, że spotkamy się tutaj o dwunastej. 
- W takim razie masz jeszcze godzinę - powiedziałam zerkając na zegarek w telefonie. 
- Kupa czasu.
Siedziałam sobie z Marco rozmawiają, jakbyśmy byli starymi znajomymi i nie widzieliśmy się od lat. Po prostu kończył nam się jeden temat to zaczynaliśmy kolejny. A czas nam leciał niesamowicie szybko.
- Tu jesteś Marco - odezwał się jakiś chłopak. 
- O Marcel. A co już dwunasta? 
- Nie piętnasta - powiedział sarkastycznie drugi z kolegów Marco. - Ty jest ... 
- A właśnie poznajcie się Nina to moi kumple Marcel Fornell i Pierre Aubameyang. 
Z każdym z nich uścisnęłam dłoń. Zamówili sobie szybko kawę i dosiedli się do nas. Przyglądałam się Marcelowi, ponieważ skądś go kojarzyłam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. 
- Czemu tak na mnie patrzysz - zapytał mnie Marcel.
- Bo skądś cie kojarzże tylko nie pamiętam skąd ... No tak z klubu. 
- Cocaine.
- No dokładnie. 
- A na naszym meczu byłaś - zapytał Pierr.
- Na twoim byłam, gdy grałeś jeszcze w Milanie ...
- Jakie wieki temu to było.
- A Marco z Wembley 2013. 
- A na meczu Borussii jeszcze nie byłaś w tym sezonie - zaciekawił się Marco. 
- No nie miałam takiej okazji.
- To jak się wróci do Dortmundu to musisz koniecznie przyjść - nakazał Pierre. 
- Jak będę miała czas to z wielką chęcią.

                                      ````````````````````````````

Koniec, końców wyszło tak, że chodziłam z chłopakami po sklepach. No nie powiem w podjęciu decyzji przydali się świetnie i widać, że znają się na modzie. 
Właśnie przechodziliśmy obok Versace. Moją uwagę przykuł manekin, który miast na sobie świetne ciuchy. Oczywiście weszłam tam, a chłopaki za mną. Wybrałam swój rozmiar i poszłam do przymierzalni. Ubrałam się i wyszłam pokazać się chłopakom.
- Pasuje świetnie, albo i jeszcze lepiej - powiedział Marco, a reszta się z nim zgodziła.
Gdy ja znalazłam coś dla siebie to w tedy chłopaki szli poklei do przymierzalni. Oczywiście to co wybrali sobie to świetnie im pasowało, więc kupili je.

                                      ````````````````````````````

W autobusie ja usiadłam z Marco, a Marcel z Pierre obok. Każdy z nas był padnięty po zakupach, więc nic się nie odzywaliśmy. Chłopaki obok usnęli, gdy tylko wyjechaliśmy z miasteczka. Za to Marco gdzieś w połowie drogi. Ja aby nie zasnąć słuchałam muzyki. Zawsze działała na mnie pobudzająco, nawet lepiej niż kawa.

                                      ````````````````````````````

W Londynie chłopaki odprowadzili mnie pod hotel, a potem sami poszli pod swój. A gdy tylko znalazłam się w pokoju to położyłam się na łóżku i zasnęłam od razu. 

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 3

Tak jak umówiłam się z Jeny prosto po zajęciach przyjechałyśmy do mnie.
- Chcesz coś do picia - zaproponowałam, gdy zdjęłyśmy kurtki.
- Nie dzięki.
- Na pewno?
- Na pewno - powiedziała uśmiechając się.
- Ale jak coś to mów - powiedziałam i poszłyśmy do mojego "biura".
Przysunęłam krzesło pod ściany, aby mogła sobie usiąść Jenny. I gdy tylko zajęła miejsce zaczęłyśmy wszystko uzgadniać. Oczywiście na sam początek było miejsce. Zapisałyśmy na kartce proponowane i ze wszystkich musiałyśmy wybrać jedno. Dosyć ciężko było, ale w końcu postawiłyśmy zaprojektować ogród.
Siedziałyśmy nad tym planem dopóki nie wybiła 14.
- Podwieźć cie - zapytałam porządkując papiery.
- Nie trzeba. Mam blisko.
- Jak chcesz - wzruszyłam ramionami.
Jeny poszła, a ja w między czasie przebrałam się i spakowałam torbę. Zrobiłam jeszcze listę zakupów, ponieważ pokończyły się kilka rzecz, a mogę zapomnieć po treningu.

                                      ````````````````````````````

Czekałam na hali, aż wszyscy przyjdą. Dostałam listę dzieci, jakie będą uczestniczyć i oczywiście numery rodziców. Przy niektórych nazwiskach były dwa numery i wtedy pisano dodatkową osobę.
Gdy wybiła równa 15 postanowiłam zacząć całą tą szkółkę.
- Dzień dobry wszystkim. Jestem Nina Schmitt i będę uczyć państwa dzieci. Teraz sprawdzę obecność i w tedy niech wyczytana osoba podniesie rękę.
Przy każdym wyczytanym nazwisku podnosiłam wzrok z kartki, aby sprawdzić kto to i czy jest ta osoba. Z zadowoleniem mogłam stwierdzić, że wszyscy byli.
- Jeśli ma ktoś pytania to słucham - powiedziałam i rozejrzałam się dookoła.
- Czy dzieci będę uczestniczyć w jakiś zawodach - zapytała jedna z mam.
- Oczywiście. Nawet jest możliwość, że wystąpią już za miesiąc. Ale będę uprzedzała państwa minimum dwa tygodnie wcześniej.
- A można zostać i popatrzeć, jak sobie radzą nasze dzieci - usłyszałam kolejne pytanie.
- Jeśli państwo mają na to ochotę to jak najbardziej. Jeszcze jakieś pytania? - Spojrzałam na wszystkich uważnie. - No to w takim razie zapraszam na lód.
Rodzice pomogli swoim pociechą pozakładać łyżwy, a ja zejść po schodach na lodowisko. Na samym początku były dziewczynki trochę niepewne, ale dosłownie po chwili tak się rozruszały na tym lodzie, że bawiły się w najlepsze.
Dzisiaj miałam w planach, aby poznały się (bo nie wiem, czy się znają) i zobaczyły jak jest na lodowisku. Chciałam również, aby nabrały pewności siebie jeżdżąc i poobserwować je chciałam. W końcu nie wiem, jak one jeżdżą, ale obserwując je mogę śmiało stwierdzić, że mają ten dryg do tego.
- No dobra dziewczynki na dzisiaj koniec - zarządziłam, gdyż było już po 18.
- Ale fajnie było - usłyszałam od jednej z dziewczynek.
- No to się cieszę. W takim razie widzimy się w sobotę.
- Taaaak! - Zapiszczały wszystkie na raz.
Pomogłam każdej wejść na trybuny. Po lodzie potrafią jeździć, ale wątpię, by dały rade wejść po schodach w łyżwach. Gdy każda już siedziała i zmieniała buty to w tedy i ja również mogłam spokojnie je przebrać.
- Do widzenia pani Nino - każda dziewczyna podeszła do mnie i pożegnała się.
- Do widzenia - każdej odpowiadałam z uśmiechem.

                                      ````````````````````````````

Chodziłam z wózkiem po sklepie pakowałam do niego to co miałam z listy i to co wpadło mi w oko. Wiadomo wszystko może się "przydać". I do kasy poszłam dopiero, gdy miałam wózek cały wózek wypełniony. Na każdych zakupach tak mam. I na każdych zastanawiam się "Jakim cudem tyle się nazbierało?".

                                      ````````````````````````````

W domu po rozpakowaniu zakupów i zjedzenia kolacji usiadłam jak co wieczór przed telewizorem z laptopem na kolanach. W TV włączyłam jakiś kanał sportowy, a w laptopie standardowo fb. Spojrzałam na telewizor i ujrzałam tego samego chłopaka z parku. Doskonale wiedziałam, że skądś go kojarzę. To Marco Reus piłkarz tutejszego klubu. No nie trzeba przyznać, że masz szczęście. Wpaść na taką osobę i to drugiego dnia w Dortmundzie. Kto wie może jeszcze się spotkamy?

środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 2

Na lodowisku byłam przed trenerką. Korzystając trochę z wolnego czasu postanowiłam trochę rozgrzać się. Jeździłam sobie, wykonywałam najprostsze figury, rozciąganie. Robiłam tak dopóki nie przyszła trenerka.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Dzień dobry - odpowiedziała z uśmiechem. - Widzę, że jesteś już po rozgrzewce to możemy przejść dalej. 
- Jasne.
Trening okazał się jeszcze bardziej trudny niż myślałam. No nic nie będę narzekać. Doskonale wiedziałam, że ta trenerka jest bardzo wymagająca, a zarazem jest jedną z najlepszych. A z takimi ludźmi uwielbiam współpracować. 
- No to na dzisiaj koniec - powiedziała trenerka. - Jutro o tej samej godzinie. 
- Jasne - powiedziałam i poszłam.
W szatni szybko ogarnęłam się i wyszłam. Po prostu jestem bardzo zmęczona i chce jak najszybciej dostać się do domu.

                                      ````````````````````````````

Gdy tylko otworzyłam oczy to poczułam chęć biegania. Wzięłam ekspresowy prysznic, ubrałam się, wzięłam słuchawki i telefon. Gotowa wyszłam z domu.
Dokładnego kierunku nie wybrałam. Po prostu biegłam przed siebie i to sprintem. Czuje się naładowana energią, którą muszę wybiegać. Tak po prostu przyszła do mnie znikąd. A może te miejsce tak na mnie wpłynęło? W końcu czuje się, jakbym wróciła do domu i może właśnie dzięki temu mam taką energię? Byłam tak pochłonięta rozmyśleniami, że nie zauważyłam chłopaka przed mną i wpadłam na niego.
- Przepraszam nie chciałam - powiedziałam wstając z ziemi.
- To ja przepraszam. Powinienem patrzeć jak biegam. A tak właściwie to jestem ... - Nie dokończył, ponieważ zadzwonił mój telefon.
- Muszę odebrać - powiedziałam i odwróciłam się.
To była mama. Porozmawiałam z nią krótką chwilę i chciałam wrócić do "rozmowy" z chłopakiem, ale on ... znikną?! Zdziwiona pobiegłam do domu i tym razem myślałam o tym chłopaku. Co jest dosyć dziwne u mnie, ponieważ jakoś nigdy tak nie myślałam o kimś, jak o nim. A widziałam go zaledwie chwilę, a zamieniłam tylko kilka słów.
W domu ogarnęłam się i pojechałam na uczelnie. Na wykładach było ... jak na wykładach. Za to na przerwach było dość dziwnie. Każdy patrzał się na mnie, jakby zobaczyli ducha. Coś czuje, że będę musiała się do tego przyzwyczaić. A to za pewnie nie będzie zbyt łatwe.
Na jednych z zajęć zauważyłam, że dość dziwnie traktują jedną z dziewczyn. A wydaje się na prawdę w porządku. Dlatego też, gdy zadzwonił dzwonek i wyszliśmy wszyscy z klasy postanowiłam się z nią przywitać.
- Cześć - powiedziałam gdy ją dogoniłam.
- Yyy ... cześć.
- Jestem Nina Schmitt.
- Miło mi Jeny Fischer.
- Mogę cie o coś zapytać?
- Pewnie.
- Ta nasza klasa zawsze jest taka?
- Zawsze albo i jeszcze częściej, ale da się przyzwyczaić.
- Mam nadzieje.
Drogę do klasy pokonałyśmy rozmawiając. Nawet na ostatnich zajęciach usiadłyśmy razem.
- Macie za zadanie zrobić projekt w parach. Macie tydzień. Miejsce te może być dowolne - powiedział nauczyciel. - A projekty robicie tak jak siedzicie w ławkach ... To wszystko na dziś możecie już iść.
- To kiedy spotykamy się - zapytała Jenny, gdy wyszłyśmy z uczelni.
- Jutro po zajęciach?
- Mi pasuje.
- Świetnie. To może u mnie.
- No to jesteśmy umówione.
- Zgadza się.

Wymieniłyśmy się telefonami i zapisałam jej swój adres, aby już go miała. Pożegnałyśmy się i każda z nas poszła w swoją stronę. Moim to akurat było lodowisko.

                                      ````````````````````````````

Po całym dniu usiadłam sobie w salonie z laptopem na kolanach, kawę z telefonem postawiłam na ławie i na koniec włączyłam sobie telewizor. Taki mały relaks w domowym zaciszu.  Dziwne w Stanach na to czasu nie miałam. A tutaj? Jakby dzień wydłużył mi się o kilka godzin, dzięki czemu starcza mi na wszystko czasu i nawet on zostaje!
Przeglądałam sobie różne strony na internecie, kiedy zadzwonił mi telefon. Nie patrząc kto dzwoni odebrałam.
- Halo?
- Nina? Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam do ciebie sprawę - poznałam głos trenerki.
- O co chodzi?
- Organizujemy dla dzieci w wieku 4-6 szkółkę, ale trenerka która miała prowadzić wycofała się w ostatnim momencie. I zastanawiałam się, czy dała byś radę je uczyć. Oczywiście do czasu, do puki nie znajdziemy im innej trenerki.
- A w jakie dni i w których godzinach?
- Wtorki, czwartki w godzinach 15-18. Więc jak?
- Właściwie to mogę.
- Świetnie. To zaczynasz od jura.
- Dobrze. Dobranoc.
- Dobranoc - usłyszałam i rozłączyłam się.
Takie uczenie dzieci to może być naprawdę fajna sprawa. Zdarzało mi się wcześniej uczyć innych jazdy, więc to nie powinno być trudne. Zwłaszcza, że kocham dzieci.
Spać poszłam dopiero grubo po północy. W końcu trzeba zorganizować plan uczenia ich. 

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 1

Są plusy i minusy posiadania dużej garderoby. Plus jest taki, że ubrań jest wiele i można co sekundę przebierać się w inne. A minus jest taki, że przy przeprowadzce pakowania nie widać końca. Tak jak jest teraz u mnie. Już piąty karton ubrań, a ja nawet w połowie nie jestem!

No i w końcu po kilku godzinach udało mi się! Wszystkie rzeczy mam spakowane! Zostawiłam sobie jedynie te co potrzebuje na jutro i do spania. Matko kochana mówię o spaniu, a przecież nie ma jeszcze 17.

Dzisiaj jest jeden z niewielu dni, gdy nie mam treningów. Dlatego też poszłam sobie do salonu i włączyłam telewizję. Skakałam z kanału an kanał, aż w końcu trafiłam na mój ulubiony film, czyli "Blondynka w koszarach". I mimo, że znam go na pamięć to i tak uwielbiam oglądać go. Jedna z niewielu rzeczy jakie u mnie się nie zmieniły.

No i tak zleciał mi czas do późnego wieczora. Siedząc i oglądając telewizję. Mam w końcu okazje to nadrabiam zaległości TV. I nawet nie wiem kiedy usnęłam.

                                      ````````````````````````````

Obudził mnie budzik w telefonie. Wyłączyłam go i zwlokłam swoje zwłoki z kanapy, a następnie poszłam do łazienki. Tam wykąpałam się, założyłam świeże ubranie i wyprostowałam włosy. Gotowa poszłam do swojej sypialni i wzięłam dwie walizki, które sobie przygotowałam. No i z nimi zeszłam na dół gdzie czekał już kierowca. Spakował je do bagażnika, a ja w tym czasie wsiadłam do samochodu.

Z racji tego, że były korki to zdążyłam na lotnisko sam raz. Zdałam swój bagaż i poszłam prosto w stronę odprawy. Miejsce zajęłam oczywiście w pierwszej klasie.

                                      ````````````````````````````

Lot miną mi niby szybko niby długo. Szybko dlatego, że często latam więc latanie takie to dla mnie standard i nie trwa długo, a długo ponieważ patrząc na zegarek do trochę czasu zleciało.

Na lotnisku odebrałam swój bagaż i wyszłam z niego. Z zamiarem szukania jakiejś taksówki. Na szczęście długo czasu mi to nie zajęło. Kierowa pomógł mi spakować walizki do bagażnika, a następnie oboje wsialiśmy do samochodu.
- To do kona panią zawieźć?
- Gartenstadt 25 (od autora: zmyśliłam adres).

                                      ````````````````````````````

Kierowca nic nie powiedział, tylko odpalił silnik i pojechał pod wskazany adres. Przyglądałam uważnie się ulicą Dortmundu. Nie było mnie tu jakiś rok, a czuje, jakby wieki minęły. Urodziłam się w Dortmundzie, to tu stawiałam pierwsze kroki na łyżwach, tutaj odbyły się pierwsze moje zawody. Jednym słowem jestem przywiązana do tego miasta i raczej nic tego nie zmieni.
- Proszę pani - wyrwał mnie ze wspomnień głos kierowcy.
- Przepraszam zamyśliłam się.
- Nic się nie stało. I dojechaliśmy na miejsce.
- Świetnie to ile się należy?
- Jak dla pani to nic.
- Bez przesady. Niech pan powie.
- Nie mógł bym wsiąść nic od medalistki olimpijskiej.
- Ale będzie mi głupio jeśli nie zapłacę.
- W takim razie mogę prosić o autograf dla córki.
- Oczywiście - powiedziałam i podał mi kartkę oraz długopis. - Jak córka ma na imię?
- Amelia - powiedziała, a ja dopisałam napis " Ze specjalną dedykacją dla Amelii  Nina Schmitt ". - Bardzo dziękuje.
- To ja dziękuje - uśmiechnęłam się i wysiadłam.

Kierowca był tak miły, że pomógł mi zanieść walizki pod sam dom. Jeszcze raz podziękowałam i weszłam już do domu. Pierwsze co ukazało mi się to przedpokój. Postanowiłam przejść się po całym mieszkaniu i sprawdzić jak on wygląda. No niby wiem, w końcu sama je projektowałam. No, ale chce zobaczyć, jak mi wszystko wyszło.

Na sam początek był salon. Dokładnie taki, jak sobie wymyśliłam. Z kominkiem i telewizorem do tego szklana ława i okna od sufitu do podłogi, narożne kanapy z pułkami. Następnym pomieszczeniem była jadalnia z tablicą magnetyczną. Zawsze one podobały mi się i chciałam mieć ją w kuchni, albo w jadalni. Po długich namysłach postawiłam na jadalnie. Ona po prosu dodaje temu miejsca uroku. A kuchnia za to jest biała i z marmurowym blatem. Bardzo chciałam mieć dużą i podłużną. Dużą dlatego, że lubię gotować i tego ukryć się nie da. A ta kuchnia jest wręcz moim marzeniem. Podłużna jest dlatego, że chciałam mieć widok z każdego okna na ogród (jeden, dwa). Ogród był robiony od podstaw. Ponieważ, gdy kupowałam dom to dokupiłam jeszcze jedną działkę. Specjalnie na ogród. W New York nie miałam ogrodu, dlatego też tutaj postawiłam na taki duży. Popatrzyłam na niego jeszcze chwilę, aż w końcu wróciłam do salonu, gdzie były drzwi do mojego gabinetu. On również ma tablice magnetyczną na całą ścianę. Chciałam tak, abym mogła przyczepiać projekty i sprawdzić, jak całość się komponuje.

W końcu łyżwiarką będę jeszcze kilka lat, a o przyszłości to również myślę. I dlatego też poszłam na studia. Na samym początku nie byłam zbytnio pewna, ale dość szybko przekonałam się, że wybrałam odpowiedni kierunek.

Gdy obejrzałam dół to poszłam na górę. Korytarz był trochę inny od takich tradycyjnych. Miał widoczny komin dzięki cegłówką i szafa w której trzymam ręczniki, prześcieradła, firanki ... itp. Za pierwszymi drzwiami znajdował się pokój gościnny. Postawiłam w niej na bardziej styl japoński. Bardzo ten styl mi się spodobał, kiedy zwiedzałam Japonię i  w tedy obiecałam sobie, że w moim domu przynajmniej jedno pomieszczenie będzie w takim stylu. No i proszę o to one.

Za kolejnymi drzwiami była łazienka. Dodałam do niej rośliny, aby ją trochę ożywić. Bez nich była by taka ... nudna. No nic za kolejnymi drzwiami była sypialnia gościnna w stylu nowoczesnym. W niej postawiłam na wysokie okna, które wychodzą no ogród. Można zobaczyć co się w nim dzieje i jeszcze jest widok na miasto.

I w końcu dotarłam do swojej sypialni. Tak jak w poprzedniej sypialni postawiłam na wielkie ona. Chce mieć w nim dużo naturalnego światła. I oczywiście były w niej jeszcze drzwi do łazienki (jeden, dwa) jaki i do garderoby.

                                      ````````````````````````````

Od razu spakowałam torbę na trening i weszłam z nią na dół. Wzięłam kluczyki od samochodu z komody i wyszłam z domu.

piątek, 30 maja 2014

Prolog:

Czym jest dla mnie sport? Jest to chyba jedyna rzecz na jakiej mi zależy. Od dziecka byłam wychowywana na tym sporcie i nie wyobrażam sobie życia bez niego. I nie obchodzi mnie, że mam mało czasu dla siebie. Jeśli chce do czegoś dojść to muszę być twarda i poświęcić się w stu procentach. A nie udawać, że trenuje i mówić jakie to treningi są ciężkie. Przecież każda osoba która wybrała ten sport (czy jaki kol wiek inny) to musi się liczyć z konsekwencjami, a nie tylko narzekać.

wtorek, 20 maja 2014

bohaterowie

 Nina Schmitt 19 lat. Jest profesjonalną łyżwiarką figurową. Poświęca się temu sportowi całkowicie, przez co ma mało czasu dla siebie, przyjaciół i rodziny. Lecz z wyjazdem do Dortmundu zmieni się to. Również zaczyna drugi rok studiów wnętrzarskich. 

 Marco Reus 25 lat. Jest piłkarzem BVB jak i reprezentacji Niemiec. Zaskakuje go jak Nina podchodzi do sportów. Stara poświęcić rodzinie i przyjaciołom, jak najwięcej czasu.